Cześć ;)
Moja historia "brwiowa" nie trwa zbyt długo. Nigdy
wcześniej nie używałam tego typu, kremowych produktów do brwi. Zwykle były to
cienie i żel.
Swego czasu internet oszalał na punkcie Anastasia Beverly Hills Dipbrow
pomade. Jednak jej cena jest jak dla mnie zaporowa. Uznałam, że wydanie
kilkudziesięciu złotych na pomadę z AB nie jest dość rozsądne biorąc pod uwagę,
że nie mam pojęcia jak się z tym "czymś" pracuje.
Naprzeciw wyszła rodzima marka Inglot, która stworzyła swój
produkt w znacznie tańszej wersji (37 zł). W swym asortymencie posiadają 12 odcieni konturówki, a w plastikowym
słoiczku znajdziemy 2 g produktu. link
Dlatego też zdecydowałam się na konturówkę w żelu z Inglot.
Kilka razy robiłam już zamówienie, dobierając sobie kolor na podstawie informacji
u innych dziewczyn na ich blogach, jednak za każdym razem rezygnowałam.
Dopiero, gdy natrafiłam na sklep stacjonarny przekonałam się. Pani dobrała mi
kolor, "zrobiła" mi brwi i w ten sposób stałam się szczęśliwą
posiadaczką pomady o numerze 16.
Co mogę o nim powiedzieć?
Jest stosunkowo ciemny i muszę
przyznać, że gdy patrzyłam na ten wzornik kolorów, który jest w Inglocie to
nigdy bym się na niego nie zdecydowała. Wówczas wydawał mi się za jasny. I tak,
podekscytowana nową perełką pomalowałam sobie brwi. Niestety, pierwsze próby
pokazały, że mam dość ciężką rękę.
Jakie są moje spostrzeżenia ?
Gdybym miała się sugerować
wzornikiem kolorów od Inglot zdecydowanie wybrałabym ciemniejszy odcień. Kolor 16 na żywo jest na prawdę ciemnym
brązem, jak dla mnie dość neutralnym z odrobiną ciepłych tonów. Gama kolorystyczna
jest dość duża (12 kolorów), toteż sądzę, iż każdy będzie mógł coś dla siebie
znaleźć. Jestem pewna, że zdecyduję się na jeszcze jedną, tym razem bardziej
chłodną i jaśniejszą. Produkt jest przyjemny w konsystencji i łatwo namalować
nią pojedyncze włoski. Niemniej jednak wciąż muszę się uczyć jak precyzyjnie
nadać moim brwiom kształt.
Buziaki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz